19 stycznia, po kolejnym "samobójstwie", kolejnego z zabójców Krzysztofa Olewnika pytałem "czy oni całkowicie zawłaszczyli państwo?".
- To nie jest tak, że ktoś tę sprawę schował pod dywan. Cały czas trwają intensywne działania. Jeśli istnieją tu czarne owce, jacyś mocodawcy, to na pewno zostaną znalezieni i skazani. Nie trzeba do tego komisji śledczej złożonej z parlamentarzystów - tragikomicznie brzmiały óczesne zaklęcia posła Pawła Grasia.
Działania trwały, czarnych owiec nie znaleziono, sprawa zaczynała przysychać, aż wreszcie... Powiesił się strażnik, który pilnował zabójcy Olewnika.
Miał chyba pecha, bo, "gdy w czerwcu 2007 r. w olsztyńskim areszcie powiesił się Wojciech Franiewski, domniemany przywódca grupy, która uprowadziła i zabiła Olewnika, tej nocy to właśnie ten funkcjonariusz pełnił służbę".
- Owszem, ten człowiek pracował na zmianie wtedy, gdy powiesił się Franiewski, ale sprawa Franiewskiego została prawomocnie umorzona 31 lipca 2008. Nikt, ani ten strażnik, ani żaden inny nie usłyszał w tej sprawie zarzutów- poinformowała Rzecznik Służby Więziennej Luiza Sałapa.
Oba zdarzenia dzieli znaczny czas i na tej podstawie pani rzecznik uważa, że nie mają one ze sobą nic wspólnego.
Można się domyślać, że kolejne "samobójstwa" rówież nie będą miały żadnego związku z zabójstwem Olewnika. W "demokratycznym państwie prawa" nie może przecież być inaczej...