W sprawach tak nośnych medialnie jak wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim, profesjonaliści nie powinni zostawiać wszystkiego w rękach amatorów. I nie zostawiają. Emocje podgrzewane są z niemal naukową precyzją.
Od czasu słynnego wywiadu Prezydenta w Gazecie Wyborczej sytuacja stała się dynamiczna. Mimo, że z reguły trudno jest panować nad żywiołem ludzkich emocji, profesjonaliści i tym razem radzą sobie bardzo dobrze.
Popularyzacja "spontanicznej akcji młodzieży" dała wynik jeszcze lepszy niż sam wywiad. Później fachowemu podgrzewaniu atmosfery sprzyjało pojawianie się coraz to nowych medialnych hitów. Dziennikarze byli w swoim żywiole... A przecież na placu ciągle nie było jeszcze Dody, Joli Rutowicz, ani "pana Kupy".
Mieliśmy za to dziadka ze słoikiem. Był dziadek z granatem. Na miejscu cały czas aktywnie działał szantażysta senatora Piesiewicza... Potem Gazeta Wyborcza dorzuciła do piecyka z emocjami oskarżycielsko popularyzując "obrońcę krzyża", który okazał się ojcem słynnej aktorki filmów porno, a jednocześnie byłej działaczki Unii Wolności. Profesjonaliści sumiennie wypełniają swoje obowiązki...
Wszystko funkcjonuje jak w starym szwajcarskim zegarku.
"Mężczyzna, który przyszedł z granatem w pobliże krzyża pod Pałacem Prezydenckim, nie stanie przed sądem. Prokuratura nie przedstawiła mu żadnych zarzutów" - poinformowała Wyborcza.
Zarzuty? Za dobrze wykonaną pracę? Panowie dziennikarze jak zwykle skorzy do żartów...