Winda ruszyła. "Ma niezłego spida" - zdążył tylko pomyśleć porucznik Turtle i już po chwili był na 42-im piętrze hotelu Hilton. Hotel nie miał, przed nim tajemnic. Od lat było to miejsce nieoficjalnych spotkań jakie organizował "Big Zbig". Gdy Turtle wszedł do pokoju, wszyscy byli już na miejscu.
- Nie, chłopaki. Nie jest to jakieś szczególnie trudne zadanie, ale zależy mi na dyskrecji - tlumaczył "Big Zbig" - dlatego pamiętajcie: bez gadulstwa. Telefony mogą być na podsłuchu, dlatego lepiej powiedzieć jedno słowo za mało niż za dużo.
Zadanie rzeczywiscie nie było trudne. Wymagało jednak ścisłej współpracy grupy.
- Tradycyjnie decyzje operacyjne, kto, jak się przemieszcza, podejmuje major Redkham. Poruczniku Turtle, poruczniku Hudson, kontaktujecie się tylko z nim. Startujecie jutro. I pamiętajcie: ostrożnie! - ostrzegł raz jeszcze "Big Zbig" i znacząco spojrzał na zegar.
- Poruczniku Turtle -odezwal się jeszcze Redkham - jutro poczeka Pan na sygnał od Hudsona, po czym zadzwoni pan do mnie na bezpieczny telefon i dopiero wtedy potwierdzimy miejsce spotkania - zarządził na odchodnym.
Następnego dnia Turtle długo czekał na umówiony sygnał. Hudson odezwał się dopiero około czwartej po południu. Okazało się, że jest chory.
-Chłopie dziś, bulba, nie dam rady, bulba! Chory jestem jak jasna bulba. Zęby dopiero co wyleczyłem to teraz z zatokami jakieś, bulba, problemy. No cię bulba przepraszam, ale akcję chyba trzeba przełożyć- rozpaczał Hudson.
Nie było innego wyjścia Porucznik Turtle musiał o wszystkim poinformować Redkhama.
- Halo, panie majorze, tu pana znajomy mówi. W sprawie takiego jednego dużego faceta dzwonię. Co to czynności mieliśmy robić - zagaił niepewnie Turtle.
- No nawijaj, bulba, co tam z tym spotkaniem, bulba, mów. Gdzie jest spotkanie? Tylko mów nie za dużo no... - ostrzegł zapobiegliwie major Radkham.
- Miejsce? Niech Pan słucha. No jest kłopot ze spotkaniem. Hudson zachorował. Z zatokami Hudsona jest problem - kontynuuował Turtle.
- Jaki problem?
- No, zatoki...
- Jak zatoki? Nie, ja zupełnie nie zrozumiałem tego grypsu - zirytował się Redkham.
- No mówię, że z wyznaczeniem tego miejsca to jest problem. Zatoki...
- A... Hudson? Dobra, czekaj. Już wiem wszystko. Jutro czekaj na telefon ode mnie. Dzisiaj już nie dzwoń, ja cię proszę! Ja wszystko już wiem, no! - komenderował Redkam, po czym zakończył rozmowę.
Zmęczony oczekiwaniem na wytyczne, Turtle zasnął. Rankiem zbudził go telefon.
- No witam koleżkę, bo ja już jestem w takim jednym miejscu i bardzo bym chciał, bulba, pogadać o takim jednm problemie, co go wczoraj omawialiśmy, bulba, no...
- O jakim problemie majorze? - zapytał porucznikTurtle.
- No o tym naszym, bulba, problemie. Wiesz, Hudsona problemie. Co to miejsce ustalaliśmy. Kłopot jest, bo nie wiedziałem, że to taki duży jest problem, no i umówiliśmy się bulba, bardzo niekonkretnie. No i trzeba teraz ustalić gdzie się, bulba, dokładnie spotkamy... Nie wiedziałem, że to taki duży, bulba, problem. No to gdzie się , bulba, konkretnie spotkamy?
-No, a gdzie Pan jest majorze? - dopytywał trochę jeszcze nieprzytomny porucznik.
-No jak to gdzie? No, a gdzie się umawialiśmy? No w Kanadzie już jestem! W prowincji Manitoba.
- Nad Zatoką Hudsona? - zapytał w przypływie geniuszu Turtle.
- Tak! A bo co...?
Ciąg dalszy nastąpi....