Nie należę do grona fanatycznych wielbicieli pana Premiera. Nie wydaje mi się, aby chciał "przychylić nieba" swoim rodakom.
Z drugiej strony nie sądzę, żeby marzył o tym, by nam jakoś poważnie szkodzić... Ot, sympatyczny fukcjonariusz partyjny starający się jak najlepiej dbać o interesy własne i swojego ugrupowania.
W związku z urlopem Pana Premiera naszła mnie myśl bardzo smutna.
Pan Premier najprawdopodobniej nie zostanie prezydentem naszego kraju... Być może już krótko po powrocie z wakacyjnych wojaży ogłosi swoją rezygnację z walki o najwyższy stołek w państwie. Nie to jednak jest najgorsze. Problem w tym, że polityk, który zastąpi Go na stanowisku "dyżurnego ulubieńca mediów" będzie dla nas znacznie bardziej kłopotliwy...
Obawiam się, że już niedługo możemy nawet zatęsknić za sympatycznym, bezideowym, nijakim Donaldem Tuskiem...
Choć niektórym może wydać się to dziwne, mam lepsze zdanie o Donaldzie Tusku niż on sam o sobie. Dlatego protestuję, jeśli ktokolwiek (nawet sam główny zainteresowany) twierdzi, że Donald Tusk jest Lisem polskiej polityki. Nie jest aż tak źle...
Filmowa samokrytyka Premiera też mnie nie przekonuje.
Naprawdę nie jest aż tak źle...