"Kobiety jak te kwiaty, kto żonaty ten wie...".
O problemach z kobietami opowiadają (i wyśpiewują) nie tylko artyści. W uproszczeniu można nawet przyjąć, że nie przyznają się do nich głównie dwie grupy mężczyzn. Ci którzy wypytywani... kłamią i ci, którzy odmawiają odpowiedzi. Jeśli dla każdego przedstawiciela samczego rodu, powodem problemów może być nawet jedna (!) kobieta, to co mają powiedzieć, zajmujący się kobiecą społecznością socjologowie?
Jak oni sobie radzą? Odpowiedź może być tylko jedna. W ogóle sobie nie radzą...
Lewicowi myśliciele już dawno temu uznali, że to kobiety powinny być przedstawiane jako "awangarda postępu". Jakoś im wyszlo, że skoro płeć piękna jest "grupą uciskaną", to najżywiej powinna domagać się likwidacji wszelkich ucisków! Trochę się w swych założeniach przeliczyli...
Statystycznie rzecz biorąc, kobiety częściej okazują się zwolenniczkami wstecznictwa niż postępu. Wykazują większe przywiązanie do rodziny, tradycji, Kościoła. Częściej biorą udział w "praktykach religijnych" i wykazują się większą od mężczyzn odpornością na poglądy propagowane przez... feministki.
Mimo to, progandziści postępu idą w zaparte. Nie zważają na rzeczywistość i przy każdej okazji starają się wspierać "naukowy pogląd" o postępowych kobietach i samczych wstecznikach. Na siłę i z nadmierną gorliwością...
Kiedy, już po wyborach, okazało się, że udział kobiet w elektoracie Kaczyńskiego był jednak większy, propagandziści nie chcieli wracać do przedwyborczych triumfalnych tytułów.
Jeszcze ciekawsze są omówienia badań opinii społecznej na temat akceptacji dla tzw. "aborcji".
Dlaczego nie podaje się porównania, które można otrzymać znacznie łatwiej niż podział według wykształcenia, czy poglądów politycznych?
Gdzie podziała się "awangarda postępu"?
Jak teraz z krnąbrną płcią piękną poradzą sobie socjologowie i propagandziści?
Można im tylko współczuć. I z tym współczuciem szczerym zaśpiewać:
"Kobiety jak te kwiaty, kto socjolog ten wie...".