Chyba już o tym pisałem... Polskie państwo jest opiekuńcze! Można nawet powiedzieć, że ździebko nadopiekuńcze. Szczere serduszka polityków chciałyby aby funkcjonariusze państwowi przytulili do piersi każdego z nas.
Urzędnicy naszego państwa lubią "dać nam do zrozumienia".
Czulą się w sprawch mniejszych i prawie bezstresowych (np. przy operacjach "antykluskowych") jak i tych większych i bardziej dramatycznych ("Państwo kontra Olewnikowie"), czy zupełnie nieistotnych, antykciukowych (Przypadki Grzegorza Brauna), albo antypiosenkowych (przypadki Andrzeja Makowskiego)...
Wobec tej nachalnej miłości naszego państwa jesteśmy najczęściej bezradni. A molestowanie ze strony naszych dobroczyńców nasila się.
Największa gwiazda polskiej edukacji, specjalistka od cudacznych lektur i zabawnych zadań z matematyki, a prywatnie żona pana Olka Halla, w wolnych chwilach marzy na przykład o rozszerzeniu obowiązku szkolnego nawet na trzylatków!
Z gwiazdami PiSu wcale nie jest lepiej. Niedowarkom polecam wyopowiedzi pani Jaonny Kluzik Rostkowskiej. Bez względu na temat.
"Czerwonej" posłance PiSu znów zbiera się na czułości.
"W Polsce nie ma sprawnie działającego systemu śledzenia losów dziecka", "wystarczyło, że matka się przeprowadziła, by dziecko zniknęło z pola widzenia państwa", "w Polsce losami dziecka zajmuje się wiele instytucji, ale nie ma miejsca, gdzie skupiają się wszystkie informacje z tych instytucji" - pani Kluzik - Rostkowskiej marzy wzmocnienie czułej kontroli i nad dorosłymi, i nad dziećmi.
Pisowska "Różo Luxemburg", łapy precz!