Polemizując z Kataryną, znakomity dziennikarz-bloger Krzysztof Leski uparcie broni swych kolegów po fachu. I tu i tam. Wyraźnie nie widzi takiej możliwości, by "polscy dziennikarze usłużnie pomagali" w rosyjskiej akcji dezinformacyjnej.
Już dawno, bardzo dawno temu, ubolewałem nad nadmierną inteligencją dziennikarzy.
Co prawda nawet wśród dziennikarzy "mainstreamu" mogą zdarzyć się osoby niezorientowane. Które nie wiedzą "co wolno?", "komu wolno?", "kogo wolno?", "co się nie opłaca?", itp. Jeśli nadepną komuś na odcisk (nie ten odcisk! nie ten właściciel!) mogą mieć poważne problemy...
Jednak z reguły dziennikarze zachowują się profesjonalnie. Wiedzą, że w mediach nie ma miejsca na fuszerkę! I radzą sobie bardzo dobrze. W razie wątpliwości, nawet Dziennikarka Roku może zadzwonić do jakiegoś Wysokiego Autorytetu i zapytać: "a o Tygrysach to już wolno pisać? A o Lwach?". I całość działa jak w szwajcarskim zegarku.
(źródło: contrarius.pl)
Wnioski końcowe tej nie do końca poważnej, archiwalnej notki były następujące:
1) Profesjonalizm jest największą wadą dziennikarzy.
2) W mediach potrzebni są idioci! Tacy, którzy nie zrozumieją wytycznych, albo nie będą w stanie ich wypełnić.
3) Na razie nic nie zapowiada zmian w branży. Ciągle królują tam ludzie niepokojąco inteligentni.
Czy polscy dziennikarze "usłużnie pomagali" Rosjanom w ich akcji dezinformacyjnej? Nie wiem czy usłużnie. Podobnie jak nie wiem, czy pomagali nieświadomie.
Ktoś jednak puszczał w obieg idiotyzmy o dwugodzinnych kołowaniach nad lotniskiem (mimo, że było wiadomo jak długo trwał lot!) i o 4 podejściach do lądowania. Ktoś dywagował o naciskach prezydenta, zbyt młodym wieku pilotów, ich braku doświadczenia, braku znajomości języków obcych, aparatury pokładowej, lotniska... Dziennikarze podawali te idiotyzmy hurtowo. Z drugiej strony, gdy pojawił się film z miejsca katastrofy, na jego temat przez kilka dni zapanowała medialna cisza.
Po kuriozalnym komentarzu szefa Fundacji Batorego, sugerującym, że Rosjanie nie mogli odnieść żadnej korzyści z katastrofy, zaś samo rozważanie niektórych hipotez jest myślozbrodnią... dziennikarze też nabrali wody w usta. Żaden z nich nie powiedział panu Smolarowi: "Panie, Pan bzdurzysz i sam w te bzdury przez siebie wypowiadane nie wierzysz".
Są na to zbyt inteligentni.